Kraje

Napijesz się kawy?

Napijesz się kawy?

Mam w życiu dwa nałogi, z których ani nie chce rezygnować, ani pewnie nie bardzo bym umiała. Pierwszy to jedzenie, drugi- kawa.

No bo nie ma nic lepszego niż filiżanka gorącej, aromatycznej kawy wypita w dobrym towarzystwie.  Stąd, będąc u źródeł, pomyśleliśmy „północ Tajlandii, kawa, czemu by nie?” i naprędce nakreśliliśmy plan wycieczki na plantację kawy. Ale nie taką plantację z krzewami posadzonymi w równych odstępach, gdzie produkcja idzie masowo, tylko taką mniejszą, lokalną.

Tak się składa, że Chiang Mai położone jest u podnóży góry Doi Suthep, i że na zboczach tejże góry pomieszkuje sobie od lat plemię Hmongów, zajmujące się od jakiegoś czasu uprawą kawy. Niestety tradycja plemienia opiera się na uprawie opium, z którego swego czasu słynęła północ Tajlandii i cały Złoty Trójkąt, jednak w ramach walki z monopolem mafii narkotykowej i zwalczania przestępczości w tym rejonie, rząd wprowadził  program zastępowania upraw opium innymi uprawami, legalnymi. Ponieważ warunki są tu odpowiednie, a górski klimat- idealny, w tej części świetnie sprawdziła się uprawa kawy, ciesząc się dużą popularnością, zarówno wśród lokalnej ludności, jak i turystów. Odmianą, która dominuje w lokalnych uprawach jest arabica, kawa o szlachetnym owocowo-czekoladowym smaku i niższej zawartości kofeiny.

Zatem wiedzeni zapachem kawy, zaraz po śniadaniu siedliśmy na skuter i pognaliśmy pod górę w poszukiwaniu filiżanki świeżego, aksamitnego naparu dla nas.

Wioskę Hmongów łatwo znaleźć. Wystarczy piąć się najpierw po asfaltowej drodze, przechodzącej później w wąską, szutrową, aż do celu, ok 20 km. Trasa jest przyjemna i wiedzie przez Park Narodowy Doi Suthep Pui, po drodze mijamy kilka punktów widokowych z pięknymi panoramami Chiang Mai i otaczających go gór. Nagrodą za przebyty dystans jest cisza i spokój oraz malownicze widoki zboczy porośniętych krzewami kawy. Kiedy byliśmy w wiosce Ban Kun Chang Kian pierwszy raz, kilka lat temu, nie było tu żadnych turystów, a mieszkańcy wioski przyglądali nam się z dużym zaciekawieniem. Nasz przewodnik poprosił wtedy żebyśmy nie robili zdjęć, przez szacunek dla panującego przekonania, że w ten sposób kradnie się kawałek duszy fotografowanego. Zdjęć w związku z tym nie robiliśmy, wspomnienia zachowaliśmy w pamięci. Kawy wypić też nam się nie udało, bo nazwijmy to „infrastruktura turystyczna” praktycznie tam nie istniała, a do tego nikt nie mówił po angielsku. Dziś spotkało nas miłe rozczarowanie. Już chwilę przed Ban Kun Chang Kian przywitała nas zbita z desek, klimatyczna „kawiarnia”, zorganizowana na przydomowym tarasie przez miłą starszą panią rozumiejącą po angielsku wystarczająco dużo, by podać nam po filiżance kawy w cenie po 30THB. Sama wioska tez sporo się zmieniła, nie wizualnie, ale raczej mentalnie. Na wjeździe od razu krzyczą wymalowane na deskach napisy „FRESH COFFEE”, a w kilku domach funkcjonują prowizoryczne kawiarnie, oferujące ciepłe i zimne napoje, a nawet paliwo w butelkach po lokalnej whisky, które również zakupiliśmy dla naszego ledwo dychającego już skutera. Panie serwujące kawę ubrane są w tradycyjne stroje i oprócz kawy oferują też szczery i szeroki uśmiech, całkiem za darmo. Co prawda, można tu kupić podstawowe suweniry w postaci torebeczek ze słoniami, dzwoneczkami, haftami i frędzlami, szale i figurki, ale w dalszym ciągu warto tu przyjechać. Ostatecznie to prosty układ, z obopólnymi korzyściami. Owszem, widzieliśmy kilka białych twarzy, i po drodze i u celu, ale w niczym miejsce to nie przypomina, chociażby znajdującej się kilkadziesiąt metrów niżej, świątyni Wat Phrathat Doi Suthep, obleganej przez pielgrzymki odwiedzających. Tu tabunów turystów nie ma. Jeszcze.

Wskazówki dla wybierających się:

  1. Z Chiang Mai wyjeżdżamy ulicą Huey Kaew w kierunku Doi Suthep. Należy minąć świątynię Wat Phrathat Doi Suthep, pałac Bhuping (letnią rezydencję króla) i na pierwszym skrzyżowaniu za pałacem, przy dużej, drewnianej bramie nad drogą skręcamy w prawo, na wąską, asfaltową drogę. Całość dojazdu na skuterze zajmuje do godziny w jedną stronę, w zależności o mocy silnika i mocy kierowcy 😉
  2. Pierwsza i podstawowa rada: niezależnie od tego, jak upalnie jest w Chiang Mai lepiej zabrać ze sobą długie spodnie i coś z długim rękawem, bo na górze bywa chłodno.
  3. Trasy nie polecamy osobom, które nie jeździły skuterem nigdy wcześniej. O ile droga jest przyjemna, a widoki- piękne, o tyle momentami bywa wąsko, nierówno i grząsko. Szczególnie pod koniec, kiedy droga składa się praktycznie z samych zakrętów.
  4. Na wycieczkę spokojnie wystarczy nam pół dnia, chyba, że doliczymy jeszcze pozostałe atrakcje znajdujące się po drodze.

Komentuj