Kraje

Zbiór praktycznych porad jak zorganziować sobie spanie w aucie w Nowej Zelandii. Wszystko co trzeba wiedzieć przed przyjazdem do Kraju Kiwi. Druga część poradnika. Zaczynamy od spania w dużym mieście, a później kilka słów o prysznicu i paru innych istotnych rzeczach. Zapraszamy! 

A co ze spaniem w mieście?

Jeśli akurat jesteśmy w dużym mieście, np. Christchurch albo Wellington, nie trzeba szukać noclegu w hostelu, też można sobie poradzić śpiąc w samochodzie. Pomijając oczywiste opcje typu parkowanie na przedmieściach albo w części industrialnej, pośród magazynów i fabryk, z pomocą przyjdą parkingi wielopoziomowe. Dzięki nim można nocować nawet w samym centrum miasta, blisko wszystkich atrakcji i, co ważne, publicznych toalet. Większość parkingów tego typu oferuje preferencyjną stawkę za postój nocny, zazwyczaj są to kwoty między 3 a 5 dolarów za całą noc. Jest tylko jeden warunek – parking trzeba opuścić wcześnie rano, zazwyczaj przed 7:00, a miejsce postojowe w ramach preferencyjnej opłaty można zająć dopiero po godzinie 18:00. Sporo firm obsługujących parkingi ma swoje strony internetowe, na których można znaleźć cennik i mapkę z lokalizacją.

Spanie w aucie, ale co z higieną?

Właśnie, gdzieś trzeba się przecież myć. Dziewczyny zaraz powiedzą, że jeszcze makijaż robić, włosy suszyć, ciuchy wyprać i tak dalej.

Jest mnóstwo miejsc, w których można się ogarnąć za niewielką opłatą, bądź nawet za darmo. Najłatwiej będzie je opisać w formie listy. Najpierw pięć opcji płatnych, a później darmowe:

1) Kemping – najprostszy wybór. Nawet, jeśli nie chcemy na nim nocować, żeby zaoszczędzić, nie powinno być problemu, aby za drobną opłatą skorzystać jedynie z prysznica. Najczęściej prysznic jest na monety i kosztuje $2 za 3 minuty. Warto więc przygotować kilka monet z wyprzedzeniem. Automat przyjmuje tylko monety $2, żadnych innych

2) Hostel – nie każdy jednak będzie chętny do udostępnienia swojej łazienki za drobną opłatą, trzeba pochodzić i popytać, w końcu się uda. Drogo nie jest, w Wellington płaciliśmy $3 od osoby, a w Dunedin $6. Czasem można w ramach opłaty poprosić o ręcznik, ale lepiej mieć pod ręką własny, szybkoschnący

3) i-SITE – zgadza się, niektóre centra informacji dysponują toaletami i prysznicami. Tylko prysznic jest płatny, a ceny bywają różne, sami korzystaliśmy z tej opcji tylko raz, w Palmerston North, i płaciliśmy $3 od osoby. Jeśli w danym centrum i-SITE brak prysznica, można zapytać gdzie znajdziemy najbliższy.

4) Basen – każdy basen dysponuje prysznicem z gorącą wodą. Za niewielką opłatą można się więc umyć, a przy okazji popływać :)

5) Sauna lub siłownia – opcja podobna do basenu

6) Uniwersytet – serio. Na uczelniach w większości łazienek są prysznice. Spokojnie można wejść i skorzystać, byle tylko nie wchodzić do budynku z ręcznikiem i żelem pod prysznic w ręce

7) Lotnisko – nie każde ma prysznic, ale opcja jest dobra; korzystaliśmy z niej w Christchurch i prysznic był bardzo czysty. Jedyny problem to parking, ale i na to są sposoby. Lotnisko w Christchurch, dla przykładu, ma darmowy parking do 15 minut. Jeśli to nie wystarczy, a jesteśmy we dwójkę, jedna osoba bierze prysznic, druga wyjeżdża z terenu lotniska i czeka nieopodal, na bezpłatnym miejscu parkingowym, a później się zmieniacie :) Ogromnym plusem tego rozwiązania jest dostępność praktycznie 24h

8) Miejski prysznic publiczny – niektóre publiczne toalety mają też publiczne prysznice; trafiliśmy na taki tylko raz przypadkiem, kiedy akurat go nie potrzebowaliśmy i bogu dzięki, bo nie wyglądał najlepiej

9) Prysznic w umywalce – przy odrobinie gimnastyki i z pomocą nawilżanych chusteczek można się umyć w umywalce. Można w ten sposób nawet umyć i wysuszyć włosy. Plusem tego rozwiązania jest brak opłaty oraz dostępność. Umywalka z gorącą wodą będzie w każdej publicznej toalecie, w każdym miasteczku. Prócz tego w grę wchodzi toaleta w centrum handlowym, na stacji benzynowej, w Burger Kingu czy innym McDonaldzie, w kawiarni, w i-SITE, w knajpie, w supermarkecie, etc., etc.

10) Jestem hardkorem – w tej opcji można wykąpać się w jeziorze albo w rzece, ewentualnie w strumieniu czy w oceanie. Nie za bardzo można jednak wtedy skorzystać z kosmetyków. Plusem jest chyba tylko bliskość z naturą i wspomnienia na całe życie 😉

Prawie zapomniałem o praniu ciuchów – w każdym większym mieście bez problemu znajdzie się pralnia. Niektóre hostele mają swoje pralnie na monety i sprzedają proszek do prania. Na lepszych i droższych kempingach też bywa dostępna pralnia na monety. W każdej pralni jest też suszarka, więc za kilka dolarów w godzinę czy dwie spokojnie można wyprać wszystkie ubrania. Pranie samoobsługowe kosztuje zazwyczaj $4 za pralkę, suszenie drugie tyle.

Kuchnia na czterech kółkach

W zasadzie wszystko zależy od zasobności portfela, ale załóżmy, że oszczędzamy i staramy się nie wydawać za dużo. W takiej sytuacji najlepiej uzbroić się w kuchenkę gazową i podstawowe przybory do gotowania. Prostą kuchenkę gazową kupiliśmy w The Warehouse za $19. Garnki, patelnie, talerze, noże, łyżki, widelce, kubki etc. można kupić za grosze w sklepie typu Salvation Army, Red Cross czy Opp Shop. Za wszystko, czego potrzebowaliśmy, zapłaciliśmy $2. Naprawdę.

Większe zakupy warto zrobić przed opuszczeniem dużego miasta w Pack’n’Save albo New World ze względu na niższe ceny. W kuchni na czterech kółkach polecamy makarony, kasze, ryż, gotowe sosy w słoikach czy konserwach, wafle ryżowe, ciastka, czekoladę, hummus, pasztety, twarożki, dżemy, masło orzechowe i pieczywo według uznania. Dużo potrafią też znieść marchewki, banany i jabłka 😉 Ser żółty w kostce, wbrew pozorom, też dużo przetrwa poza lodówką.

Do supermarketów warto przyjść w ostatniej godzinie otwarcia. Jest spora szansa, że wtedy trafi się na przecenione ciepłe jedzenie czy gotowe kanapki albo pieczywo.

Wino czy piwo też lepiej uzupełnić w dużym sklepie. Przy konsumpcji kierowca powinien tylko pamiętać, że od grudnia 2014 roku limit alkoholu we krwi został w Nowej Zelandii obniżony o połowę.

W czasie pierwszych zakupów warto kupić kilka butelek wody mineralnej (około $1 za 1.5l). Butelki będzie można później uzupełnić na kempingu (jeśli jest woda pitna) albo w knajpie czy kawiarni.

Czasem bywa tak, że nie chce się gotować i wtedy można wybrać się do baru typu take away. Są one w najmniejszych nawet miasteczkach. Jeśli takiego brak lub jest już nieczynny, można iść do knajpy czy restauracji i poprosić o menu take away. Większość lokali dysponuje takim menu, a ceny w nim potrafią być kilka razy niższe, niż w zwykłym.

Mocy przybywaj!

Pewnie zastanawiacie się w jaki sposób naładować laptopa, aparat czy telefon, kiedy śpi się w samochodzie. Z tym ostatnim problem jest najmniejszy, bo można kupić ładowarkę samochodową w sklepie typu „wszystko za $5”. Z aparatem i komputerem jest trochę trudniej, bo na ładowanie trzeba się gdzieś zatrzymać. Dobrym pomysłem jest kawiarnia. Często gniazdka są też w centrach i-SITE. Wiele małych miasteczek ma też swoje biblioteki, w których znajdują się stanowiska do pracy na laptopie, przy których umieszczone są gniazdka. Dobrze mieć ze sobą adapter, który pozwoli na podłączenie kilku sprzętów równocześnie.

Jeśli potrzebujemy ładować sprzęt w drodze, trzeba zaopatrzyć się w inwerter, czyli w skrócie urządzenie, które zamieni samochodowe 12V na 220V i umożliwi podłączenie komputerowej ładowarki. Niektóre wypożyczalnie samochodów oferują takie urządzenie za dodatkową opłatą.

Kontakt ze światem – INTERNET

Nie podlega żadnym wątpliwościom, że każdy potrzebuje dostępu do internetu. Rzecz prozaiczna, a jednak potrzebna. Dobrym rozwiązaniem, żeby zapewnić sobie dostęp do sieci jest zaopatrzenie się w kartę SIM od jednego z operatorów. Kwestię telefonu poruszaliśmy już we wpisie o pierwszych krokach w Nowej Zelandii.

Pakiet danych w telefonie nie sprawdzi się jednak, kiedy potrzebujemy wrzucić zdjęcia na bloga czy porozmawiać z rodziną albo przyjaciółmi na Skype. Są jednak inne opcje, darmowe. Najprostsza z nich to wizyta w lokalnej bibliotece. Praktycznie każda z nich oferuje darmowe WiFi, chociaż często jest ono ograniczone do 30 albo 60 minut, ale lepsze to, niż nic. Niektóre biblioteki mają wydzielone specjalne zamykane pomieszczenia, przeznaczone do rozmowy przez Skype. Prócz tego można poszukać kawiarni czy knajpy z WiFi, w której przy okazji podładujemy sprzęt, albo skierować się do McDonalda czy innego Burger Kinga, gdzie dostęp do internetu nie ma ograniczeń czasowych. Czasem też centra i-SITE oferują dostęp przez WiFi.

Można jeszcze skorzystać z trwającej aktualnie promocji operatora Telecom, który w wielu miejscach w Nowej Zelandii ma swoje hot spoty. Łącząc się z siecią Telecom WiFi i uzupełniając prosty formularz rejestracyjny, zyskujemy darmowy dostęp do internetu na tydzień. Jedynym ograniczeniem jest limit transferu danych – 1GB dziennie. Do rejestracji potrzebny jest nowozelandzki numer telefonu, na który otrzymamy smsem hasło.

Free-wifi

No to w drogę!

To w zasadzie tyle. Mam nadzieję, że zebrane tutaj informacje ułatwią wam niezapomnianą podróż po Nowej Zelandii i pozwolą przychylniej spojrzeć na zamianę samochodu w tymczasowy dom. Jeśli macie pytania, zapraszamy do kontaktu. Do zobaczenia w drodze!

Przeczytaj też:

SPANIE W SAMOCHODZIE CZ. 1

1 Comment

  1. janusz
    4 sierpień 2024

    n.z. 95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    Reply

Komentuj