Great Ocean Road – najpiękniejsza trasa Australii?
Nie sposób nie kojarzyć Australii z byciem w drodze. Ogromny kraj i ogromne odległości, na pokonanie których potrzeba nawet kilku dni. Puste drogi, ciągnące się setkami kilometrów, przecinając busz, połacie krwisto czerwonej ziemi i wijące się wzdłuż skalistych wybrzeży. Nic więc dziwnego, że to właśnie tutaj znajduje się jedna z najbardziej spektakularnych tras na świecie – Great Ocean Road. Planując przyjazd do Australii obiecaliśmy sobie przejechać całą jej długość i zobaczyć na własne oczy, co ma do zaoferowania.
Prawie 300 km przepięknej drogi ciągnie się wzdłuż oceanu. Wąskie zakręty, strome klify oraz wzburzone fale rozbijające się o kamieniste wybrzeże. Słone krople morskiej wody niesione bryza w stronę lądu, piękne plaże ze złotym piaskiem, fale idealne pod deskę, punkty widokowe, trasy spacerowe, delfiny i wieloryby. Great Ocean Road oferuje to wszystko i więcej!
Not so Great Ocean Road
Mniej popularne punkty widokowe po drodze były kiepsko zlokalizowane i oznaczone, a widoki z nich mało imponujące, nierzadko przysłonięte nieprzyciętymi chaszczami. Zmuszeni zatem byliśmy zachwycać się australijskim wybrzeżem w najbardziej zatłoczonych miejscach. Łapiąc kadry, jakich w sieci są już setki, czekając aż odjedzie kolejny autobus z Chińczykami, którzy bez pardonu przysłaniają obiektyw.
Mekki surferów o tej porze roku świeciły pustkami. Urokliwe miasteczka okazały się być kurortami, naszpikowanymi hotelami, restauracjami i rzeszami turystów oraz straganami z tandetnymi pamiątkami. Urokliwymi, ale jednak kurortami. Skądś to znamy?
Nie ukrywam więc, że częściowo rozumiemy, dlaczego wiele osób nie zadaje sobie trudu przejechania całej drogi.
Ku pamięci ofiar
Co więc czyni Great Ocean Road trasą wyjątkową w skali świata?
Otóż cała droga, licząca sobie ok. 300 kilometrów, stanowi największy na świecie pomnik ofiar wojny. Żołnierze, którzy wrócili do Australii po Pierwszej Wojnie Światowej, wybudowali tą drogę w hołdzie zmarłym w czasie wojny kolegom. Budowa trwała prawie 16 lat. Pokonując każdy kilometr drogi, każdy wiadukt i każdy z setek zakrętów czujemy rozmiar i rozmach tego unikalnego przedsięwzięcia.
Znaleźć Koalę
Za punkt honoru postawiliśmy sobie, że nie będziemy oglądać australijskich zwierzaków w ZOO. Przyjeżdżając tu jednak nie mogliśmy wyjechać nie zobaczywszy kangurów i koali. Od początku zatem urządziliśmy „polowanie” palcem po mapie w poszukiwaniu ich naturalnych siedlisk.
I tak mniej więcej w połowie długości Great Ocean Road znajduje się Great Otway National Park. Jeśli chcecie zobaczyć Koalę w naturalnych warunkach, warto zboczyć z trasy i zatrzymać się na chwilę w tym miejscu. Nie trzeba specjalnie chodzić po krzakach, żeby znaleźć misia. Populacja jest tutaj bardzo duża. W zasadzie nawet zbyt duża – miśków jest tyle, że okoliczne drzewa nie wytrzymały ich łakomstwa i zaczęły usychać. Jadąc przez Great Otway National Park można zobaczyć całe połacie wyschniętych badyli. Miśki dosłownie zaczęły niszczyć park narodowy. Sytuacja jest na tyle poważna, że podjęto trudną decyzję o uśpieniu części z nich. Jest też bardzo niezręczna i głośna medialnie, bo w Australii ochrona środowiska jest zawsze na pierwszym miejscu, a tutaj trzeba było wybrać między miśkami, a roślinnością w parku narodowym… Po obejrzeniu sympatycznych Koali sami mieliśmy mieszane uczucia.
Dwunastu Apostołów
To właśnie wspomniana największa atrakcja Great Ocean Road i zarazem jeden z najczęściej fotografowanych obiektów w Australii. Zapchany parking, dziesiątki autobusów z turystami i loty helikopterem – to wszystko jest właśnie tutaj. Ciężko się jednak dziwić, bo widok naprawdę jest imponujący. W górę wzbijają się wysokie na kilkadziesiąt metrów wapienne kolumny, majestatycznie dominując na obmywającymi je falami oceanu.
Nazwa nie ma jednak nic wspólnego z widokiem, bowiem skał wyrastających z wody jest obecnie jedynie siedem. W ciągu ostatnich 10 lat, na skutek silnej erozji, zawaliły się już dwie. Nigdy nie było ich dwanaście, ale nazwa miała mieć dumny i wzniosły charakter, pasujący do tego wyjątkowego miejsca. Poprzednia nazwa – Maciora i Świnki – średnio bowiem oddawała jego klimat
Spanie w drodze
Great Ocean Road to trasa znakomicie przygotowana dla tłumnie przebywających tu turystów. Znalezienie noclegu nie stanowi większego problemu. Odległości między miasteczkami nie są duże. Warto więc trasę podzielić na 2-3 dni i zatrzymać się gdzieś po drodze na noc.
Problem pojawia się, gdy zamiast w przyjemnym pensjonacie, hotelu czy hostelu spać chcemy we własnym aucie.
Droga bowiem jest wąska, w wielu miejscach brakuje pobocza, nie wspominając o zatoczkach. A przecież nie zaparkujemy na noc przy jednym z puntów widokowych. Jest to zbyt ryzykowne, wszędzie bowiem straszą znaki o zakazie pozostawania na noc.
Wystarczy jednak zjechać w którąś z bocznych dróg, prowadzącą do samotnej farmy. Drogi te są dużo mniej uczęszczane, nie będziemy więc nikomu przeszkadzać. Do tego możemy liczyć na spokojny sen, nieprzerywany hałasem i światłami przejeżdżających aut.
Punkty informacyjne
Zaczynając przejażdżkę GOR najlepiej zjechać do punktu informacyjnego przy autostradzie w Geelong, by zaopatrzyć się w bezpłatne broszury i mapki.
Podobnych punktów po drodze jest jeszcze kilka, w razie jakichkolwiek wątpliwości jest więc kogo zapytać o lokalne atrakcje. Ważniejsze obiekty opisane są na przydrożnych tablicach i ulotkach. Infrastruktura utrzymana jest znakomicie.
Pomimo braku naszego wielkiego zachwytu, ochów i achów, Great Ocean Road to absolutny MUST DO.
Zobaczcie sami na zdjęciach!