Kraje

Melaka w naszym obiektywie

Melaka w naszym obiektywie

Melaka jest pierwszym miastem na naszej trasie przez Malezję, kraj który stanowić ma delikatne przejście między spokojną i harmonijną Nową Zelandią, a zatłoczonymi i gwarnymi azjatyckimi miastami. Wróciliśmy stęsknieni, spragnieni tej Azji: tłoku, zaduchu, kolorów i spodziewaliśmy się wielkiego olśnienia, że nas tu „strzeli w mordę” tą Azją. Nic z tego proszę Państwa. Kiedy opadły już pierwsze emocje, pozostał tylko niemiłosierny upał, wilgoć i mokry t-shirt przyklejony do pleców :) Cóż, niepowtarzalne pierwsze wrażenie można zrobić tylko za pierwszym razem. Nie dajemy się jednak łatwo zniechęcić i podsycamy nasz entuzjazm planując kolejne dni.

Melaka jest specyficznym, niewielkim miastem. Mieszanka wpływów europejskich i azjatyckich oraz pozostałości zabudowy kolonialnej, portowej twierdzy, czy chińskiej dzielnicy tworzą unikalną panoramę.  Zwiedzając miasto powierzchownie, praktycznie po kilku godzinach można stwierdzić “Matko! Tu nic nie ma!”. Do większości miejsc można dojść w ciągu kilku-kilkunastu minut kończąc dzień ze sporym zbiorem zdjęć w stylu „tu byłem, czyli sweet focia na facebooka”. Obejście głównych atrakcji skoncentrowanych wokół niewielkiego centrum zajmuje niewiele czasu i szczerze mówiąc nie jest porywającą rozrywką. Centrum jest okrutnie zatłoczone przez rzesze turystów, ze straganów krzyczą tandetne pamiątki (najciekawszą był worek plastikowych kurzych jaj), ceny w knajpkach i restauracjach są kilkukrotnie wyższe, niż w innych częściach miasta, a to wszystko odbywa się przy głośnym akompaniamencie azjatyckiego dicho puszczanego z kiczowatych riksz ozdobionych Pokemonami i Hello Kitty. Jednak nie sposób atrakcji tych pominąć, bo to trochę tak, jakby przyjechać do Zakopanego i nie pójść na Krupówki 😉 Trasę najlepiej zacząć ruszając spod wieży zegarowej koło kościoła Jezusa Chrystusa w stronę ruin portugalskiej twierdzy obronnej Famosa, aby dojść do Muzeum Morskiego. Wracając nabrzeżem warto zahaczyć o Jonker Walk, centralną ulicę China Town pełną starych sklepików oferujących antyki. Czy prawdziwe? W to należy wątpić 😛

Ale Melaka to, oprócz zabytkowej starówki wpisanej na listę UNESCO, przede wszystkim niesamowita mieszanka zapachów i smaków, wynikająca z mieszania i się przenikania tych wszystkich obecnych tu na przestrzeni wieków narodowości, ich kultur i przede wszystkim kuchni.  A sporo się tu ich przewinęło: Portugalczycy, Holendrzy, Brytyjczycy, Arabowie i Chińczycy. To jest właśnie prawdziwe dziedzictwo miasta. Tym razem po ulicach postanowiliśmy iść niesieni niezwykłym aromatem przypraw, który wydawał nam się bardziej intensywny niż kiedykolwiek. Wygłodniałe zmysły ignorowały smród spływającego poboczem ulicy ścieku oraz gnijących na słońcu śmieci, wychwytując tylko to, co dobre. Snując się po ulicach Little India i China Town, jedząc zupę z krabowymi kluseczkami na chińskim targu, czy popijając gorącą herbatę imbirową w ultraczystej indyjskiej restauracji zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to właśnie za tym wszystkim tęskniliśmy. Nie sądziliśmy, że jednak damy się ponownie zaskoczyć.

Komentuj