Singapur, miasto z przyszłości
Singapur nas zachwycił, nie ma co. Po kilku tygodniach najpierw w Kambodży, później w Wietnamie, oto przyjechaliśmy do sterylnego miasta z przyszłości!
Co za przeskok cywilizacyjny! Po pierwsze, całe państwo/miasto można objechać metrem, do tego w mniej niż jeden dzień. Po drugie, nikt tu na nikogo nie trąbi, nikt się nie przepycha. Na ulicach praktycznie nie widać motorów i skuterów, tak popularnych do tej pory. Po trzecie, jest czysto! I nikt nie pluje na ziemię!
Przed wyjściem z lotniska stajemy twarzą w twarz z tablicą informującą o całej masie zakazów i nakazów panujących w Singapurze.
- Nie wolno żuć gumy! Ok poradzimy sobie z tym.
- Nie wolno śmiecić! Bosko! Tego nam trzeba.
- Nie wolno jeść i pić w metrze! Powinni ten zakaz wprowadzić w Chinach…
- Nie wolno spać w miejscach publicznych! To coś nowego!
- Nie wolno przechodzić przez jezdnię w miejscach nie wskazanych w tym celu! To też nowość w tej części świata 😉
- Nie wolno biegać!
- Nie wolno pluć na ziemię! W R E S Z C I E!
- Nie wolno palić w miejscach publicznych! To raczej też nie problem. Przy okazji dowiadujemy się, że za każdego papierosa, przywiezionego zza granicy należy zapłacić podatek w wysokości $0,35. Do tego oczywiście ceny papierosów w Singapurze nie zachęcają do palenia. To nowość, bo do tej pory papierosy stanowiły raczej towar ogólnodostępny i zazwyczaj śmiesznie tani.
Miasto ma przyjemną atmosferę. Jest spokojnie. Podziwiamy znakomite zagospodarowanie przestrzeni. Nic nie wydaje się tu przypadkowe. Wielkie osiedla mieszkalne nie straszą betonem, za to otacza je przyjemna zieleń, mnóstwo drzew, fontanny, baseny i boiska na dachach garaży. Każdy cm2 jest zagospodarowany dokładanie tak, jak zagospodarowany powinien być. Nie ma też kłującej w oczy biedy. W sumie nic dziwnego, odwiedzamy przecież finansową stolicę świata.
Do tego dopisuje nam pogoda, co tylko pogłębia pozytywne wrażenia. Jednak ze względu na ceny decydujemy się na nocleg w sąsiednim Johor Bahru, po malezyjskiej stronie. Nie oszczędzamy na tym szczególnie, zwłaszcza po doliczeniu kosztu dojazdu, ale dzięki temu udaje nam się znaleźć pokój dwuosobowy, zamiast dwóch łóżek w dormie, w hostelu. No i dochodzi jednorazowe doświadczenie z przekraczania granicy między Singapurem a Malezją. Pamiętajcie, żeby unikać go w piątek i niedzielę wieczorem, kiedy połowa populacji Singapuru masowo najpierw jedzie na weekend do Malezji, do domu, a potem wraca do miejsca pracy. Tłum jest niewyobrażalny, kolejki do odprawy kilometrowe, do autobusów- nie do opisania.
A właśnie, wspomniałam, że wszyscy grzecznie ustawiają się w kolejce do autobusu? To też swego rodzaju nowość.
W Singapurze planujemy cały dzień. Z mapą w ręku dostajemy się do ogrodów nad zatoką (Gardens by the Bay), oglądamy ulice, którymi w trakcie Grand Prix suną auta formuły 1, monumentalne hotele, ekskluzywne centra handlowe i futurystyczne szklane wieżowce. Architektonicznie miasto miażdży! Poza tym w jakiś wyjątkowy sposób łączy się tu nowoczesność z tradycją. Zapuszczamy się w uliczki chińskiego, indyjskiego i arabskiego „kwadratu”, w każdym w biegu przegryzamy lokalne specjały i lecimy dalej. Korzystamy z super łatwego w obsłudze transportu miejskiego, który jest zorganizowany tak, żeby ograniczyć ruch aut. Jednym słowem „ochy” i „achy” i wspaniale i cudownie.
Właściwie jesteśmy w takiej euforii, że na lotnisko przyjeżdżamy jakieś 9h przed odlotem. No bo mało który port lotniczy może poszczycić się: motylarnią, kilkoma ogrodami, basenem, siłownią, kinem, do tego niezliczoną liczbą kawiarni, restauracji, salonów gier etc. Nas eksplorowanie lotniska Changi pochłania kompletnie.
Magia Singapuru z pewnością polega na tym, że spędzamy tam niewiele czasu. Widzimy tylko to, co ma być nam pokazane. Na dłuższą metę życie w sterylnym, sztucznym wręcz środowisku wydaje się być zwyczajnie nudne. Nie wiem czemu, ale myśląc o Singapurze nie mogę pozbyć się myśli o świecie Kurta Wimmera w Equilibrium, o pozornie idealnym społeczeństwie, żyjącym w świecie pełnym zasad.
Tak czy inaczej, teraz wspomnieniami wracamy do tych dni szczególnie chętnie, bo za 3 tyg znowu wylądujemy w Singapurze i nasza azjatycka przygoda zacznie się od nowa!
2 Comments
Gośka
8 maj 2014cudne!
Pchła
9 maj 2014fantastyczne!