Koleją przez Syberię cz. 2
Trzeciego dnia zaczyna się czasowa schizofrenia. Dzień zlewa się z nocą i tracimy poczucie czasu. Budzę się o 5 rano czasu moskiewskiego, jest jasno. Przekroczyliśmy kolejną strefę czasową, do tego co widzę na zegarku trzeba doliczyć 2h- to czas lokalny. Do granicy przekroczymy jeszcze cztery strefy czasowe i docelowo różnica w czasie między Moskwą wyniesie +6h od Irkucka, aż do Zabajkalska. Za oknem krajobraz jest dość monotonny: ciągle tylko las, brzozy, co jakiś czas mała wieś z kilkoma drewnianymi domami.
Za oknem krajobraz jest dość monotonny: ciągle tylko las, brzozy, co jakiś czas mała wieś z kilkoma drewnianymi domami.
Dzisiaj czuję wyraźnie, że każdy z wagonów płackarty ma już swój charakterystyczny zapach. Nasz pachnie zupkami chińskimi, nr 5- konserwami, a nr 6- brudnymi ludźmi, także w ogólnym rozrachunku nie wychodzimy najgorzej. W wagonie jest mnóstwo kurzu, w toalecie jest woda i bywa papier, także lepiej zabrać swój. Mydło po pierwszym dniu nie nadaje się do użytku. Każdego dnia prowadnik sprząta toaletę i myje podłogę, również w wagonie. Mimo to w WC śmierdzi i szybko robi się z powrotem brudno. Czystsze i większe toalety są w drugiej klasie. Niestety nadal jest bardzo gorąco. Większą część dnia spędzamy w wagonie restauracyjnym, tam możemy spokojnie porozmawiać nie przeszkadzając tym, którzy śpią. Poza tym są tam też stosunkowo czyste okna i nie jest jak w piekarniku. Próbuję zrobić kilka zdjęć, ale średnio wychodzą. Podziwiamy widoki za oknem. Okazuje się, że w dzień w „riestoranie” dzieje się znacznie więcej. Obsługa jest ta sama, co poprzednio i witają nas z uśmiechem.
Większość stolików jest zajęta. Na każdym stoi jakiś alkohol. Czterech Rosjan ze stolika obok naszego ledwo trzyma się na nogach.
Większość stolików jest zajęta. Na każdym stoi jakiś alkohol. Czterech Rosjan ze stolika obok naszego ledwo trzyma się na nogach. Praktycznie każdy ma ze sobą swoje zakąski, na stoliku obok stoi nawet wyciągnięta z kieszeni flaszka. Obsługa nic nie mówi, z uśmiechem podają szklanki na wódkę. My przynosimy swoje suszone kalmary. Dopiero kiedy chcemy zapłacić kelnerka pokazuje nam informację z tyłu menu (jedyną tylko po rosyjsku), że swojego jedzenia i picia przynosić nie wolno. Każe nam zapłacić dodatkowe, wyssane z palca, 400 RUB. Nigdzie nie ma informacji o wysokości kary. Tłumaczymy, że donosząc sok i kubeczki Rosjanom do ich własnej wódki, nie kazała im płacić. Po krótkiej wymianie zdań i naszym uporze schodzi z 400 RUB do 100 RUB. Gdyby od takiej kwoty zaczęła, pewnie skruszeni po prostu byśmy zapłacili, ale teraz wiemy, że od początku próbuje nas naciągnąć, więc się nie dajemy. Ostatecznie płacimy dokładnie tyle, ile wyszło na naszym rachunku. Widać, na każdym kroku trzeba uważać. Wychodzimy poszukać jakiegokolwiek okna, które da się otworzyć. Na cały pociąg znajdujemy jedno, które nie jest zamknięte na stałe przez prowadnika. Jest w naszym wagonie, koło toalety. Obok jest też gniazdko, więc można podładować akumulatory. W końcu udaje się zrobić kilka zdjęć.
Dzisiaj już wszyscy w naszej „4” wiedzą, że podróżujemy z Polski i prawie każdy chce z nami porozmawiać. Pojawiają się pytania po co i gdzie jedziemy, czemu tak daleko i czemu pociągiem. W korytarzu podchodzi do nas 35-letni Witalij, który jedzie do Krasnojarska. Opowiada nam o Syberii. Mówi, że chętnie pokazałby nam takie miejsca w Krasnojarskim Kraju, których nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.
Pytamy, czy wyjeżdżał kiedyś z Rosji, pada odpowiedź, że „nie, po co?”, przecież wszystko czego potrzebuje jest tu, na Syberii. Na koniec mówi nam, żeby w tej naszej podróży Bóg nas prowadził.
Pytamy, czy wyjeżdżał kiedyś z Rosji, pada odpowiedź, że „nie, po co?”, przecież wszystko czego potrzebuje jest tu, na Syberii. Na koniec mówi nam, żeby w tej naszej podróży Bóg nas prowadził, bo niezależnie od polityki naszych państw, jesteśmy takimi samymi ludźmi.
W nocy, w Krasnojarsku wysiada p. Olga, trochę nam smutno, bo po 3 dniach wspólnej podróży trochę się zżyliśmy. Życzymy sobie wszystko dobrego.
Ok pierwszej w nocy zaczyna się robić jasno. Jesteśmy już w strefie +6 do czasu moskiewskiego. W rano w Zimie wysiada Natasza i aż do wieczora łóżka obok pozostają puste. Kiedy dojeżdżamy do Irkucka jest już ciemno. Niestety Bajkału nie zobaczymy. Na stacji dosiadają się nowi pasażerowie. W większości to Chińczycy albo Mongołowie. Wsiada też grupa seniorów z zespółu pieśni i tańca z Jakucka. Starszy pan wyciąga akordeon i zaczyna grać Cztery Pory roku Vivaldiego, potem wygrywa rosyjskie piosenki, a połowa naszego wagonu przyłącza się i śpiewa razem z nim. Ktoś tańczy, ktoś klaszcze, na stole staje butelka z wódką, ktoś wyciąga kiełbasę. Wszyscy się uśmiechają. Kiedy słyszę Kalinkę i ja uśmiecham się do siebie. Jak powiedział Fiodor Tiutczew
„Umysłem Rosji nie zrozumiesz”, Rosję trzeba zrozumieć sercem.
„Umysłem Rosji nie zrozumiesz”, Rosję trzeba zrozumieć sercem. Moje w tym momencie skradła na dobre.
Po prawie 5 dniach podróży koleją przez Rosję dojeżdżamy do Czity. Punktualnie, co do minuty. Nasze obawy, że możemy nie zdążyć na pociąg do Zabajkalska, mając tylko 50 min na przesiadkę, minęły pierwszego dnia podróży, kiedy na każdą kolejną stację dojeżdżaliśmy dokładnie wtedy, kiedy mieliśmy na niej być. Kolejny pociąg zostaje podstawiony kilka minut po naszym przyjeździe na dworzec, na peron obok. Tak jak przypuszczaliśmy, nie jest zbiegiem okoliczności, że jeździ on raz na 24h i akurat tuż po tym relacji Moskwa-Chabarowsk. Pociągi są ze sobą skomunikowane, ale i tak cieszę się, że nie musieliśmy testować, czy w razie spóźnienia jeden czeka na drugi.
Przed nami już tylko krótka 13-godzinna podróż w nowiutkim wagonie płackarty. Wszystko jest czyste i pachnie świeżością. Poznajemy kolejnych ludzi i rozmawiamy z tymi, których pamiętamy z poprzedniego pociągu. Są chętni, żeby pomóc nam, jak wysiądziemy w Zabajkalsku. Większość jedzie docelowo do Mandżurii, szukać pracy., poza tym jak się okazuje sporo z nich ma polskie korzenie. A to babka była Polką, a to matka, a to ojciec.
Ten odcinek drogi cały przesypiamy. Nad ranem w końcu dojeżdżamy do stacji docelowej. Jest 14 października, -6 stopni, jesteśmy w Zabajkalsku!