Koleją przez Syberię cz. 1
Nastał oczekiwany przez nas moment, wchodzimy do hallu Dworca Jarosławskiego. Jest chwilę po północy, pociąg stoi już na peronie, jest bardzo długi. Nasz wagon, nr 4, znajduje się na samym początku, także czeka nas przemarsz przez cały peron. Tłum jest ogromny. Ludzie z walizkami, siatami i torbami gnają szukać swoich miejsc. Mimo to wszystko odbywa się spokojnie i z zachowaniem porządku. Docieramy do naszej „4” i stajemy w kolejce do wejścia. Tak, tu nie ma mowy o pchaniu się i przepychankach. Drzwi strzeże dwójka ludzi w mundurach RZD, prowadnik i prowadnica, którzy każdemu przed wejściem sprawdzają bilet i paszport. W Rosji działa podobny system, jak u nas z dowodami osobistymi, tzn. że każdy obywatel Federacji Rosyjskiej oprócz paszportu umożliwiającego podróżowanie poza granicami kraju, ma także paszport wewnętrzny, potwierdzający obywatelstwo rosyjskie i meldunek. Każdy wagon ma swojego prowadnika, który dba o przestrzeganie przez pasażerów wywieszonego przy wejściu regulaminu, budzi wysiadających, gasi światło wieczorem, dzierży klucz do toalety, którą zamyka przed wjazdem na teren miasta do tzw. sanitarnej zony i przez cały czas podróży zawiaduje wagonem. Muszę przyznać, że ten system jest znakomity! Dzięki niemu w pociągu panuje porządek i bezpieczeństwo. Z prowadnikiem nie ma dyskusji i lepiej nie wchodzić z nim na wojenną ścieżkę.
Gdy nadchodzi nasza kolej, podajemy bilety, paszporty i zajmujemy nasze miejsca nr 17 i 18. Teraz jeszcze tylko prowadnik wyda nam małe ręczniki, pościel i można sobie mościć posłanie. Przebieramy się w dresy i wyciągami klapki, jak wszyscy. Przez najbliższe dni nasze łóżko będzie naszym domem.
Rano życie w pociągu zaczyna się leniwie. Najpierw budzą się pasażerowie, którzy wysiadają na najbliższej stacji. Potem powoli cała reszta. Każdy po kolei odprawia poranną toaletę i zaczyna się. Na stoliki wkracza śniadanie: jajka na twardo, ciemny chleb, sery, kiełbasy i obowiązkowo – czaj, czyli herbata, w którą wszyscy są na najbliższe dni zaopatrzeni. Dobrze mieć też ze sobą kubek, do którego w każdej chwili można nalać gorącej wody z samowaru. Obecnie nie jest to już koniecznością, ponieważ oprócz wagonu restauracyjnego, również prowadnicy sprzedają kawę, herbatę podawane w firmowych szklankach rosyjskich kolei, ale także batoniki, rogaliki, a nawet cukier w saszetkach. Jest też rozwiązanie dla bardziej leniwych pasażerów, można zrobić zakupy nie wychodząc z łóżka, bo co jakiś czas przez wagon przejeżdża wózek z napojami i przekąskami. Przy śniadaniu zaczynają się pierwsze rozmowy. „Gdzie Pani jedzie?” „Do rodziny” „Daleko?” „Nie, do Ekaterinburga”. Później każdy zajmuje się sobą. Myślę, że jeszcze kilka lat temu mogło to wyglądać z goła inaczej. Dzisiaj wszyscy mają smartfony albo ipady i na takiej rozrywce się koncentrują, zwłaszcza, że w wagonie są 2 gniazdka w których można naładować baterię. Niektórzy od razu zasypiają, inni w ciszy patrzą za okno. Dużo naczytaliśmy się o atmosferze bratania się, o lejących się litrach wódki i innych niestworzonych historiach. W naszym wagonie jest pełna kultura. Kilka osób wyjmuje małe butelki wódki, wlewa ich zawartość do stakańczyków (szklanek) wypija i idzie spać. Wódka działa tu raczej jako środek na dobry sen, a nie medium łączące ludzi we wspólnej biesiadzie.
Dzień mija szybko. Na przemian śpimy, jemy, czytamy. Przez cały czas z głośników w wagonie leci muzyka, rosyjskie szlagiery i amerykańskie hity minionych lat. Jest ciepło i wygodnie. Wieczorem idziemy zobaczyć co oferuje wagon restauracyjny. Wbrew naszym obawom ceny są dość rozsądne. Niektóre rzeczy są nawet tańsze niż na dworcach, które mijamy. Piwo kosztuje 110-130 RUB, obiad ok. 300-500 RUB, zupka chińska w plastikowej misce 50 RUB. W „riestoranie” jesteśmy tylko my, 4 osoby z obsługi i troje podchmielonych Rosjan rozprawiających się z karafką wódki nad zimnymi zakąskami. Zamawiamy 2 piwa i po kanapce z szynką, które są przygotowywane prawie na naszych oczach, bo drzwi do kuchni są otwarte na oścież. Wszystko jest świeże. Dostajemy grube pajdy pysznego, ciemnego chleba z półcentymetrowej grubości plastrami szynki. Kiedy wracamy do wagonu, jest już ciemno, wszyscy śpią, a światło jest zgaszone. Pociąg staje na stacji Balezino. Ponieważ przespaliśmy pół doby i nie mamy jeszcze ochoty kończyć dnia, wysiadamy na peron i ze zdziwieniem stwierdzamy, że pada śnieg! Prowadnik przez całe 23 min postoju stoi przy wejściu i pilnuje, żeby pasażerowie nie odchodzili za daleko. W międzyczasie obsługa techniczna sprawdza stan podwozia wagonów i uzupełnia zapas wody, której podczas tak długiej podróży nie może przecież zabraknąć. Okazuje się, że takich nie śpiących, jak my, jest więcej. Po powrocie do środka widzimy, że na kilku stolikach stoją butelki z wódką, ale sodomy, gomory i pijaństwa w dalszym ciągu niet!
Powoli kładziemy się spać, ale ogrzewanie włączone jest chyba na maksymalne obroty, bo mimo tego, że siedzimy tylko w dresach i t-shirtach, ciężko jest wytrzymać. W końcu usypiamy. Nad ranem przejeżdżamy przez Ural. Tak mija nasz pierwszy z 5 dni w pociągu relacji Moskwa-Chabarowsk. Po 9:00 dojeżdżamy do Ekaterinburga. W nocy przekroczyliśmy granicę Europy z Azją. Połowa pasażerów wysiada, a ich miejsca zajmują nowi. Robimy sobie spacer po peronie i hallu dworca. W sklepach jest dużo drożej niż w pociągu. W porze lunchowej w całym wagonie dominuje zapach zupek chińskich. Niektórzy jedzą pieczone kurczaki i ziemniaki kupione na stacji od handlujących jedzeniem babuszek. Słyszeliśmy, że jest ich coraz mniej i że są z dworców przeganiane, bo robią konkurencję dworcowym sklepom, ale mimo wszystko przy każdym postoju jest ich kilka. Oprócz gotowych zestawów obiadowych, pieczonych kur, bułek i kanapek, można u nich dostać jagody i piwo.
Dziś wszyscy już mniej się krępują i butelki z wódką oficjalnie stają na stołach, piwa zostają w rękach. Ktoś gra w karty. Nasza pani prowadnica uśmiecha się do kupujących herbatę. Wie, że szklanki są potrzebne na wódkę, nie robi problemu.
W podróży towarzyszą nam 2 kobiety zajmujące łóżka vis a vis naszych. Natasza, która jest w naszym wieku, jedzie do Zimy, wraca do rodziny i córki z pracy w Moskwie. Druga, pani Olga, wysiada bliżej, odwiedzi rodzinę w Krasnojarsku. Trochę rozmawiamy. Wszyscy są dla nas bardzo mili i ciekawi naszej podróży. Czekamy na kolejną stację, żeby rozprostować nogi. Jesteśmy dobrze przygotowani i przed wyjazdem wydrukowaliśmy rozpiskę wszystkich stacji wraz z godziną przyjazdu/odjazdu i długością postoju. Od kiedy ją wyjęliśmy oficjalnie stoję na straży punktualności pociągu, informując naszych sąsiadów o dłuższych przerwach, kiedy będzie można zrobić zakupy i zapalić na świeżym powietrzu. Co prawda w wagonie jest miejsce, w którym można palić, ale szybko robi się tam gęsto od dymu i ciężko wytrzymać tam dłużej niż kilka minut. Po kolejnym postoju nie mamy już wątpliwości, jesteśmy jedynymi turystami w całym pociągu.
Lokomotywa ciągnąca całego Transsiba, w ciągu naszej podróży zmieniano ją kilkakrotnie
Widok na pierwszą połowę pociągu..
Nasze łóżka, miejsca nr 17 i 18
Jak widać część pasażerów śpi, część nie, ale praktycznie wszystkie łóżka zostawały rozścielone przez cały dzień
Wyborne śniadanie, jak przystało na porządnych pasażerów, nie odstawaliśmy od reszty
..również w kwestii obiadu. Tu cenna uwaga: dobrze kupić chociaż jedną zupkę w misce, którą po umyciu można użyć ponownie nie brudząc swojego kubka. Wypróbowaliśmy w sumie 3 marki zupek i ta zdecydowanie wygrywa
Czas mijał leniwienie nie tylko nam
Wagon restauracyjny jest obowiązkowy w każdym składzie kolei transsyberyjskiej, niezależnie od trasy
Kanapki z wędliną serwowane w „riestoranie”
Stacja Balezino i pruszący śnieg
Handel na peronie jednej ze stacji, pod czujnym okiem pani prowadnicy
Nawet lokalne psy żyją z kolei transsyberyjskiej
Budynek dworca w Ekaterinburgu
Symboliczny pomnik wskazujący granicę między Europą i Azją na dworcu w Ekaterinburgu, pierwszej większej stacji za Uralem
Posterunek policji na dworcu w Ekaterinburgu
..i trzeba było tę skorupę lodu skućJeden z wielu widoków za oknem, standardowo: brzozy i drewniane domy