Kraje

Pocztówka z Llangennith

Posted by in Anglia, Kuchnia | No Comments
Pocztówka z Llangennith

Weekend się skończył, większości upłynął pewnie na grillach, imprezach i wypadach za miasto, a nam tradycyjnie już na pracy. Za to dzisiaj mamy trochę wolnego czasu i luźniejszy dzień, więc pora napisać jak nam idzie.

Ostatnie dwa tygodnie po powrocie z Glasto zleciały błyskawicznie. W zasadzie cały czas poświęciliśmy na przygotowanie wszystkiego na pozostałą część sezonu. Nie obyło się jednak bez chwili odpoczynku w prawdziwie angielskim stylu. Niewiele ponad tydzień temu, w niedzielę, wybraliśmy się na całodniową wycieczkę nad morze, żeby poleniuchować na plaży. Wybór padł na niewielkie nadmorskie miasteczko w południowej Walii – Llangennith. Samo spędzanie czasu na plaży może nie jest typowo brytyjskie, ale sposób w jaki się do tego przygotowaliśmy jest i to bardzo. Zabraliśmy pełen zestaw piknikowy w wiklinowym koszu, przenośną lodówkę, wielki parasol, grilla, masę dobrego jedzenia i – co najważniejsze – dzbanek na herbatę, komplet filiżanek, a nawet gazową kuchenkę turystyczną z czajnikiem! W końcu herbaty nie może zabraknąć, choćby nie wiem co :) Nasz czajnik miał gwizdek, więc za każdym razem kiedy woda zaczynała się gotować, wszyscy ludzie dookoła rozglądali się w poszukiwaniu źródła, bądź co bądź, nietypowego jak na plażę dźwięku. Zabierając ze sobą ten zestaw osiągnęliśmy chyba maksimum angielskości i zaskoczyliśmy nawet lokalsów, którzy zdawali się patrzeć na nasz czajnik i filiżanki z lekkim niedowierzaniem i zazdrością :)

Llangennith08

W przerwach między kolejnymi filiżankami herbaty chodziliśmy pływać, graliśmy w karty, frisbee i czytaliśmy książki. Wieczorem odpaliliśmy grilla i zrobiliśmy prawdziwą ucztę jak na plażowe warunki. Były szaszłyki warzywne, nadziewana papryka, była pierś z kurczaka zawijana w bekon, sałatki, pikle, oliwki, a nawet ananas, który po zgrillowaniu smakuje zaskakująco dobrze – polecam wypróbować, oczywiście świeży, nie konserwowy.

Nasz ekwipunek musiał ważyć chyba z 50kg, bo ciężko było go donieść z parkingu na plażę 😉 Pogoda nam dopisała, panował nietypowy dla anoglii tropikalny wręcz upał, a woda była zaskakująco ciepła. Spędziliśmy nad morzem cały dzień, aż do zachodu słońca. Wróciliśmy na farmę koło północy, trochę zmęczeni, cali czerwoni i baaardzo zadowoleni – pierwsza plaża w trakcie naszej podróży zaliczona! Pchła nawet nie rozpaczała, kiedy jedna z większych fal porwała jej okulary przeciwsłoneczne :)

Jutro natomiast przyjdzie nam opuścić wygodne łóżko w przyczepie. Jedziemy na kolejny festiwal – Latitude – do Southwold w hrabstwie Suffolk, czyli kolejny raz nad morze, tylko dokładnie na przeciwległy koniec kraju i tym razem nie będzie pikniku na plaży i opalania się :) Czeka nas całkiem spora trasa, mniej więcej 400 kilometrów. Na szczęście tym razem będziemy prowadzić osobówkę bez żadnej przyczepy, czyli możemy jechać trochę szybciej niż zazwyczaj, ale szaleć nie ma co, bo wszędzie są radary. Musimy się jeszcze spakować, zrobić pranie, posprzątać nasze cztery kąty i będziemy gotowi do drogi.

Teraz zaczyna się bardzo intensywna część festiwalowego sezonu – każdy weekend będziemy spędzali w innym miejscu, a część z nich może nawet osobno. W przerwie między festiwalami na farmie zostaniemy pewnie na 2-3 dni, czasem krócej. Za to przynajmniej czas nam zleci szybciej i zbliżymy się do właściwej części podróży.

Poniżej link do galerii z naszego plażowania w Llangennith, zapraszamy do oglądania, a tymczasem idziemy dokończyć pakowanie ciężarówek i plecaków i pozdrawiamy gorąco!

Komentuj